tag:blogger.com,1999:blog-62936867114438828302024-03-21T16:27:49.304-07:00Take me home babeAnniehttp://www.blogger.com/profile/01277586912795444142noreply@blogger.comBlogger1125tag:blogger.com,1999:blog-6293686711443882830.post-48272351465384084922016-04-27T03:47:00.000-07:002016-04-27T03:47:39.920-07:00Prolog<div style="text-align: justify;">
Leżałam na szpitalnym łóżku już od siedmiu godzin. Wszyscy pocieszali mnie, że już niewiele zostało. Czekałam na te cholerne dziesięć centymetrów, które nie chciało nadejść, a osoba, która najbardziej by mi się przydała była na zupełnie innym kontynencie. Bolały mnie plecy, głowa i gardło od ciągłego krzyczenia na każdego, kto raczył się zakłócić mój jako taki spokój. Zadzwonił telefon. Odebrała go Tanya, a za chwilę przyłożyła do mojego ucha.</div>
<div style="text-align: justify;">
-Halo? - powiedziałam resztkami sił.</div>
<div style="text-align: justify;">
-Kochanie, nie poddaj się, wiem że Ci ciężko i bardzo żałuję, że nie ma mnie z Tobą, ale musisz dać radę... - trajkotał jak najęty, w pewnym momencie przestałam go słuchać. </div>
<div style="text-align: justify;">
-Cicho! - krzyknęłam. - Nie wiem jak to zrobisz, ale masz być jak najszybciej tutaj - zażądałam.</div>
<div style="text-align: justify;">
-Jamie, Skarbie, dzisiejszy koncert tylko i wsiadam od razu w samolot, obiecuję.</div>
<div style="text-align: justify;">
-Justin, ja nie wytrzymam, to boli - rozpłakałam się. - Chcę, żebyś tu był - powiedziałam głosem pięcioletniego dziecka.</div>
<div style="text-align: justify;">
-Będę jutro, a teraz muszę już kończyć. Kocham Cię - rozłączył się.</div>
<div style="text-align: justify;">
-Zabiję go jak przyjedzie - powiedziałam i opadłam na poduszkę. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
-Masz syna - powiedział lekarz odbierający poród i położył maleństwo na mojej klatce piersiowej. Łzy napłynęły mi do oczu. Był taki piękny. Mnóstwo czarnych włosków na maleńkiej główce. Zabrano mi go, słyszałam jak płacze, gdy go myli. Warto było się męczyć te dwanaście godzin, żeby mieć go ze sobą. Choć mała część mojego ukochanego była już ze mną. Chwyciłam za telefon.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Justin's POV</div>
<div style="text-align: justify;">
Zszedłem ze sceny, żeby się przebrać. Popatrzyłem znacząco na Scootera. </div>
<div style="text-align: justify;">
-Jeszcze nikt nie dzwonił - odpowiedział, jakby czytając mi w myślach. Wzdychnąłem ciężko i skierowałem się do wieszaków. Ubierałem bluzkę, gdy z telefon przybiegła mama. Wziąłem od niej urządzenie, popatrzyłem w ciemny ekran, a mama kiwnęła głową.</div>
<div style="text-align: justify;">
-Jamie?</div>
<div style="text-align: justify;">
-Masz syna - łzy stanęły mi w oczach.</div>
<div style="text-align: justify;">
-Syna, Boże, wszystko z Wami w porządku?</div>
<div style="text-align: justify;">
-Tak, mały jest cudowny, nie mogę się doczekać, aż wrócisz.</div>
<div style="text-align: justify;">
-Ja też. Muszę wracać, obiecuję, jutro będę - rozłączyłem się i wróciłem na scenę, zaczynając śpiewać jeszcze za kulisami. W głowie cały czas miałem jej słowa. "Masz syna" wciąż bładziło po moich myślach. Po koncercie jak najszybciej wsiadłem w samolot i po siedmiu godzinach lotu byłem na miejscu. Szybkie odświeżenie się w domu i pojechałem do szpitala, w którym leżała Jamie z moim synem. To takie nie do wiary, że zostałem ojcem. </div>
Anniehttp://www.blogger.com/profile/01277586912795444142noreply@blogger.com0